Świeżutko

Postanowiłam założyć nowy, świeży blog. Od ładnych kilku lat piszę na Onecie i już od jakiegoś czasu mi się to nie podoba. Nie usunę mojego starego bloga, mam do niego zbyt wielki sentyment, nie przestanę też na nim pisać, ale potrzebuję jakiejś odskoczni.

Dlatego witam na moim nowym blogu o profilu innym niż dotychczasowy.

Podstawową zmianą w moim blogowaniu (bo przecież prowadzenie bloga to nie tylko pisanie tekstów) będzie to, że się… ujawniam. Będę wstawiać zdjęcia, będziecie wiedzieć, jak wyglądam, jak wyglądają przedmioty w moim otoczeniu – na onetowskim blogu tylko od czasu do czasu wstawiałam zdjęcia, które i tak nigdy nie przedstawiły mnie, najwyżej kawałek dłoni, bo bardzo dbam o swoją prywatność. Potrzebuję jednak czegoś nowego i o ile prywatności będę strzec dalej, o tyle ten blog będzie blogiem bardziej „realistycznym”, mniej „abstrakcyjnym”. Będę człowiekiem z krwi i kości.

Możecie odnieść wrażenie, że piszę „poważnym tonem”, bo, hm, emotikony używam nieczęsto. Otóż nie!, nie jestem ponurakiem i właściwie nie ważę każdego słowa. Staram się pisać ładnie i składnie, ale przychodzi mi to łatwo, więc nie wyobrażajcie sobie mnie siedzącej w ciemnym pomieszczeniu, skupionej na każdej literce, zdystansowanej do wszystkiego, nie spoufalającej się z niczym i z nikim. Ot, piszę sobie. A że jestem zdystansowana, to już inna sprawa ;) Tak już mam. „Tkliwa nihilistka opanowująca pozycję dystansu”, jak można wywnioskować z facebookowej strony, którą „lubię”.

Pewnie domyśliliście się, że mam na imię Zosia :] W podstawówce i gimnazjum byłam jedyną Zosią w szkole, ale kiedy miałam 14-15 lat, nastąpił masowy wysyp małych Zoś i teraz co piąta nowo narodzona dziewczynka (to nie statystyki, tylko moje domysły) zostaje nazwana Zofią. Przykro mi z tego powodu. Imię było jednym z wyznaczników mojej oryginalności, teraz cząstka tej oryginalności umarła. Wyparowała.

Od jakiegoś czasu jem zdrowo, a przynajmniej zdrowiej niż rok temu. Zaczęłam zmieniać moje nawyki żywieniowe, żeby – po prostu – schudnąć, ale w międzyczasie stwierdziłam, że skoro i tak jem inaczej, to przy okazji zadbam o zdrowie. I tak też zrobiłam – nie tylko ograniczyłam chipsy, ciastka i czekolady spożywane podczas nocnych pogaduch z moją przyjaciółką (chipsy jadałam właściwie tylko wtedy, kiedy u siebie nocowałyśmy, czyli i tak nieczęsto – ale chętnie), ale dodałam warzywa i owoce, polubiłam przekąski takie jak np. mieszanka rodzynek, suszonej żurawiny i suszonych bananów – MNIAM!! Wegetarianką nie jestem, nad czym z hipokryzją ubolewam, ale i tak cieszę się, że zamiast białego chleba z masłem i szynką jem graham z plasterkiem szynki, rzodkiewką i sałatą lodową (czekam, aż pomidory będą smaczne, wtedy dopiero będzie uczta).

Mam trochę zwyczajów, fobii i innych dziwactw. Na przykład:

  1. Od kiedy pamiętam, pozbywam się kawałków tłuszczu z wszelkiego rodzaju mięsa. Właściwie nie tylko tłuszczu, ale chyba wszystkiego, co jest niemięsem – wycinam białe kawałki z plasterka szynki, widoczne żyłki z kurczaka… itepe, itede. Nie zjem ani jawnie, bezwstydnie udającego moją wędlinę tłuszczu, ani naczyń krwionośnych, ani czegoś, co ma być mięsem, a jest naszprycowanym wodą wypełniaczem z MOM.
  2. Przygryzam policzki.
  3. Uwielbiam zapach nowej książki i skóry (skóry, z której jest galanteria).
  4. Nigdy… nie jadłam… hamburgera.

Mam nadzieję, że jakoś uda mi się prowadzić ten blog i że znajdą się osoby, które będą na niego zaglądać. Ale cóż… pożyjemy, zobaczymy. Będę trzymać kciuki sama za siebie.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Uncategorized. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

10 odpowiedzi na „Świeżutko

  1. Miniaturka Żaby pisze:

    Od samego początku ten blog sprawia wrażenie dojrzalszego. Podoba mi się! :)

  2. abzi pisze:

    W sumie wszystkie twoje zwyczaje mogłabym przypisać sobie – hamburgery śmierdzą, więc nie jem, przegryzam policzki szczególnie jak śpię, uważnie obserwuję każdy plasterek szynki i wącham moje nowe książki :)

    • Z pisze:

      Ja hamburgerów nie jadam, bo… nie zaczęłam ich jeść, kiedy byłam mała (wtedy większość jedzenia oceniałam jako niejadalną już po spojrzeniu na to), a teraz: po pierwsze, brzydzę się próbować hamburgera z McDonald’sa albo jakiejś fastfoodowej budki, po drugie – dla zasady, żeby utrzymać moją… hamburgerową cnotę ;) i mieć dalej świadomość, że „nigdy nie jadłam hamburgera”.

  3. Unmadebed pisze:

    No to ja też trzymam kciuki.

  4. sunycia pisze:

    Ja też, ja też! Ja też odrywam od szynki, czy szynkopodobnych mięs jakieś żylaki, flaki, zmienioną barwę mięsa… Dlatego sery są najlepsze – problem z głowy. Generalnie ja mam „listę” produktów, które z założenia zaliczam do niejadalnych: tatar, surowe jajko, śledź, kefir, maślanka… może jeszcze parę by się znalazło.

  5. sunycia pisze:

    A jaki jest adres Twojego starego bloga, o ile to nie sekret?

Dodaj odpowiedź do Z Anuluj pisanie odpowiedzi